Fot. Andrzej Lange / PAP

Od początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę relacje polsko-ukraińskie znacząco się wzmocniły i ociepliły. Oprócz licznych akcji pomocowych, przyjmowania milionów uchodźców oraz wsparcia humanitarnego i militarnego ważne znaczenie ma też wsparcie polityczne i dyplomatyczne, którego Polska udziela Ukrainie. Tu też nie sposób ominąć postawy polskiego ambasadora na Ukrainie Bartosza Cichockiego, który mimo istniejącego zagrożenia dla Kijowa w pierwszych dniach po 24 lutym nie opuścił Ukrainy, a nawet jej stolicy.

W ciągu ostatnich tygodni Bartosz Cichocki rozmawiał z przedstawicielami różnych mediów polskich i ukraińskich. W wywiadzie dla agencji Ukrinform mówił o sankcjach przeciwko Rosji, rosyjskim zagrożeniu dla Polski i Unii Europejskiej, wspólnej produkcji broni oraz perspektywach rozwoju współpracy polsko-ukraińskiej, a także o sytuacji z ukraińskimi uchodźcami. Całą rozmowę można przeczytać na portalu Ukrinform.

Fot. Bartosz Cichocki / Twitter

Przed wybuchem pełnoskalowej wojny rosyjsko-ukraińskiej zagraniczne placówki dyplomatyczne przeniosły się z Kijowa na Zachodnią Ukrainę, a niektóre w ogóle opuściły państwo. Nuncjusz apostolski arcybiskup Visvaldas Kulbokas oraz ambasador Rzeczypospolitej Polskiej Bartosz Cichocki jako jedyni dyplomaci nie opuścili ukraińskiej stolicy od początku rosyjskiej agresji.

„Byliśmy pewni, że Rosjanie nie wejdą do Kijowa, że Siły Zbrojne Ukrainy i obrona terytorialna ich odeprą. Nie czułem tutaj dla siebie większego zagrożenia. No, bombardowali, ale mam swoje zadanie, jestem na służbie, a nie ochotnikiem. Moją misją jest reprezentacja Polski przy rządzie Ukrainy. Tu działał rząd, więc też tu pracowałem” – powiedział Bartosz Cichocki.

Pierwsze tygodnie wojny były niepewne, trudno było oszacować, jaką będzie skala posunięcia się wojsk rosyjskich. Szczególnie ważne było utrzymanie stolicy jako siedziby władz państwowych. Mimo iż obecnie Kijów nie jest bezpośrednio zagrożony, cały czas istnieje ryzyko ostrzałów rakietowych. Powtarzają się również ostrzały Lwowa, Odessy, Mikołajowa oraz innych miejscowości. Jak podkreślił polski ambasador, ta wojna nie jest zlokalizowana na Donbasie. Wszystkie osoby przebywające na Ukrainie są zagrożone. Poważnie traktowane są również pogróżki rosyjskich polityków wobec Polski.

„Nie mamy żadnych złudzeń. Celem agresji, która rozpoczęła się pod koniec lutego, nie jest zdobycie poszczególnych miast Ukrainy, ale zmuszenie wszystkich w Europie do cofnięcia się o 30-40 lat. Rozumiemy, że Rosja będzie dążyła do realizacji tego celu poniekąd środkami militarnymi, poniekąd ekonomicznymi, gdzieś dyplomatycznymi i zdajemy sobie sprawę, że gdybyśmy nie zdecydowali się wesprzeć Ukrainy, dotarliby do nas szybciej” – podkreślił ambasador Polski na Ukrainie.

Fot. Bartosz Cichocki / Twitter

Rozmawiając z dziennikarką Ukrinform Nadią Jurczenko o sankcjach, Bartosz Cichocki podkreślił, że mimo iż mogą wydawać się nieskuteczne, obecnie Rosja straciła możliwość wznowienia swego potencjału wojskowego, ma ogromne problemy gospodarcze, wiele przedsiębiorstw opuściło rynek rosyjski. Poza tym odczuwalny jest deficyt leków, współczesnego sprzętu czy też samochodów.

„Nikt nie powiedział, że skutki sankcji w ciągu jednego dnia wpłyną na decyzję Rosji o zakończeniu wojny. Samych sankcji nie wystarczy. Po pierwsze potrzebne są sankcje, po drugie narzędzia militarne Sił Zbrojnych Ukrainy, po trzecie wysiłki dyplomatyczne, po czwarte pomoc humanitarna. Trzeba też pamiętać, że faktycznie działają tylko sankcje skonsolidowane. W Unii Europejskiej osiągnięto bezprecedensowy poziom decyzji, ale nie wszystkie kraje ważne z punktu widzenia rosyjskiej gospodarki są członkami Unii. Czasami widzimy też, że decyzje są podejmowane, ale w praktyce Rosja je omija. Dlatego musimy dalej pracować. To jest proces” – mówił polski dyplomata.

Bartosz Cichocki wspomniał również w odniesieniu do szóstego pakietu sankcji, że latami państwa europejskie zwiększały swoją zależność od rosyjskiego gazu i ropy. Teraz trudno im się pozbyć tej zależności, więc embargo gazowe będzie bardzo trudną decyzją. Podkreślił jednak, że jeszcze kilka miesięcy temu nikt się nie spodziewał, że Ukrainie będzie dostarczana broń, więc pozycja władz państw unijnych się dynamicznie zmienia.

„Kto w 2014 roku mógłby pomyśleć, że Rosja anektuje Półwysep Krymski? A teraz okupowali teren mniej więcej rozmiaru Włoch. Dzieje się to w XXI wieku. Dlatego trzeba pracować i wspierać wysiłki zarówno społeczeństw, jak i rządów. Nie należy jednak naiwnie mieć nadziei, że gdzieś w Berlinie czy Genewie jest jakaś decyzja, która natychmiast zmieni sytuację, a ktoś nie chce tego zaakceptować. Wszystko jest bardzo skomplikowane. Rosja od lat stwarzała sytuację, w której może grozić wielu krajom i je szantażować” – mówił Bartosz Cichocki.

Skutki wojny na Ukrainie w większym lub mniejszym stopniu są odczuwalne w państwach europejskich, ale też w Afryce i innych częściach świata. Ogromnym problemem jest blokowanie czarnomorskich portów Ukrainy. Strona ukraińska proponuje organizację konwojów wojskowych dla statków ze zbożem oraz przekazanie Ukrainie broni przeciwokrętowej, która mogłaby zagwarantować bezpieczny przepływ tych statków przez Morze Czarne.

„Jest to logiczny wariant. Niestety, niektóre potężne państwa liczą na jak najszybsze zakończenie wojny. Nie oddają tej broni, wierząc, że w ten sposób zmuszą Kijów do kompromisu. Taki kompromis byłby właściwie kapitulacją, dziesięciokrotnie gorszą niż Mińsk. Prawie połowa kraju – część, w której koncentruje się przemysł, rolnictwo, porty – pozostałaby pod kontrolą Rosji. Taka sytuacja byłaby zgubna dla suwerenności Ukrainy, jej wolności wyboru kierunku międzynarodowego i wewnętrznego. Niektóre państwa zapomniały, czym jest wojna, wydaje im się, że każdy pokój jest lepszy niż wojna. Jednak kraje naszego regionu rozumieją, że czasami tak zwany pokój nie różni się niczym od niewolnictwa i są gotowe walczyć o swoją wolność, nawet jeśli odbywa się to ogromnym kosztem” – podkreślił polski dyplomata.

Fot. Jakub Szymczuk / KPRP

Obecnie coraz częściej mówi się o zmęczeniu wojną. Oczywiście najbardziej dotkliwie odczuwają to mieszkańcy Ukrainy. Aczkolwiek również społeczności europejskie, środowiska polityczne pragną rychłego zakończenia tego konfliktu zbrojnego, który stał się wojną na wyczerpanie. Ambasador Bartosz Cichocki podkreślił, że Polska wszelako się przyczynia do tego, aby temat wojny na Ukrainie nie zanikł.

„Wydaje mi się, że Rosja bardzo świadomie i celowo stworzyła sytuację, w której sojusznicy będą wywierać na nas presję w celu uzyskania ustępstw. Czym jest dla nich Donbas czy Ługańsk? Pojawiły się myśli, że trzeba ratować czyjąś twarz. Niech więc zrezygnują z Brandenburgii czy Pirenejów. W rozmowach z zachodnimi kolegami zauważyłem różnicę w stosunku do Rosji w tych krajach, do których w 1945 roku wjechały sowieckie czołgi, a do których nie wjechały” – powiedział Bartosz Cichocki.

Mówiąc o wsparciu dla broniącej się przed rosyjską inwazją Ukrainy, polski ambasador podkreślił, że zadaniem Polski jest wywieranie nacisku na partnerów międzynarodowych, żeby to wsparcie się nie kończyło. Jednocześnie zaznaczył, że obecnie wspólnota międzynarodowa bezprecedensowo skonsolidowała się dookoła Ukrainy, a więc Rosja na różne sposoby stara się zlokalizować tę wojnę.

„Właśnie dlatego, że Rosja ucieka się do takich prób, mamy rozumieć, że w rzeczywistości ten konflikt jest naszą szansą na powstrzymanie reżimu, który zagraża światu, a nie tylko Charkowowi czy Siewierodonieckowi. Możemy stworzyć warunki do spokojnego życia w Europie na kolejne 20-30-40 lat. Uważam, że możemy to osiągnąć, ale niestety dojdzie do tego nie szybko, będą jeszcze tysiące ofiar i tysiące zniszczonych domów. Niestety ludzie się nie zmieniają. Był rok 1939, był 2014 rok, były Bałkany, ale to nikogo niczego nie nauczyło” – mówił ambasador Polski na Ukrainie.

Fot. Krystian Maj / KPRM

Polski dyplomata odniósł się również do dalszej drogi Ukrainy do członkostwa w NATO oraz Unii Europejskiej. Podkreślił, że państwa członkowskie są zachwycone odwagą, kompetencjami oraz poziomem przygotowania Sił Zbrojnych Ukrainy. Jednocześnie nadmienił, że jest to tylko jeden z elementów reformacji państwa dla wstąpienia do struktur europejskich i euroatlantyckich.

„Członkostwo w NATO to nie tylko kompetencje wojskowe. To również efektywny i nieskorumpowany wymiar sprawiedliwości, demokratyczne reformy Sił Zbrojnych, zasady równej konkurencji w gospodarce. Przeprowadzono reformy systemu bankowego, reformę rolną. Wydaje mi się, że proces idzie w dobrym kierunku, chociaż wojna wszystko komplikuje. Natomiast Ukrainie trzeba dać pewność, że dalsze reformy mają jakąś perspektywę, jakąś odpowiedź ze strony Unii. Moim zdaniem prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, liderzy państw naszego regionu bardzo dobrze to rozumieją. Rozmawiam też z innymi ambasadorami i widzę, że rozumie to większość państw” – powiedział Bartosz Cichocki.

Mówiąc o pogłębieniu relacji polsko-ukraińskich oraz zawarciu nowej umowy o dobrosąsiedztwie ambasador Polski na Ukrainie podkreślił, że ma to być jakościowo nowy rozdział we współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa, infrastruktury, energetyki oraz technologii informacyjnych. Już teraz mówi się również o powstaniu wspólnego polsko-ukraińskiego przedsiębiorstwa, produkującego broń i sprzęt wojskowy.

„Na pierwszym etapie mówimy o dwóch konkretnych projektach, a na kolejnym o odrębnych branżach i określonych rodzajach broni. Planowane są badania, współpraca inżynierów i wspólna praca na rynkach krajów trzecich. Mam nadzieję, że w efekcie powstaną niektóre rodzaje broni. Obecnie Polska przekazuje Ukrainie broń ciężką, czołgi, transportery opancerzone, broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą. Wydaje mi się, że przekazaliśmy już wszystko, co mogliśmy, a teraz pomagamy dostarczać z innych krajów” – mówił polski dyplomata.

Fot. Bartosz Cichocki / Twitter

Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych od początku pełnoskalowej wojny Polska przyjęła ponad 3 miliony uchodźców z Ukrainy. Część osób planuje wrócić do swoich domów, natomiast część zaczyna w Polsce nowe życie. Jak podkreślił współrozmówca agencji Ukrinform, Polsce znany jest problem wyjazdu obywateli na Zachód, w tym też profesjonalistów w swojej branży. Podkreśla jednak, że Polska mimo wszystko broni zasady otwartości świata.

„W Polsce prawie każdy w ten czy inny sposób pomaga uchodźcom, a są to przede wszystkim kobiety i dzieci. Z własnego doświadczenia wiem, że bardzo martwią się o swoich mężów, synów, rodziców. To znaczy, fizycznie są tam, ale myślami są na Ukrainie. Sytuacja już się zmieniła, więcej osób wyjeżdża z Polski na Ukrainę, niż wjeżdża, a ludzie, którzy pracowali u nas przed wojną, dawno wyjechali walczyć za Ukrainę. Oczywiście ktoś został, ale według mnie nawet ci Ukraińcy, którzy pozostają za granicą, nie przestaną być Ukraińcami i wspierać Ukrainę. Nie powiedziałbym, że diaspora to ludzie, których tracimy, być może nawet nas wzbogacają” – mówił ambasador Bartosz Cichocki.

Podsumowując rozmowę, polski dyplomata stwierdził, że zarówno Ukrainie, jak i Polsce oraz państwom Unii Europejskiej i NATO trzeba nabrać się cierpliwości na drodze ku zwycięstwu nad Rosją. Wszystkie państwa członkowskie muszą uświadomić, że nie jest to tylko wojna Rosji przeciwko Ukrainie, jest to wojna barbarzyńców przeciwko kulturze wolności i demokracji. Mimo iż droga będzie trudna, a skutki wojny na Ukrainie dotkną ogromną ilość ludzi, wierzymy w zwycięstwo.

Opracowała Danuta Stefanko

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up