Jerzy Kawalerowicz w początkach kariery reżyserskiej (Fot. Agencja Forum)

Jerzy Franciszek Kawalerowicz (1922-2007) – wybitny polski reżyser i scenarzysta filmowy, który część swojego życia spędził w Stanisławowie. Jego życiorys chcemy dzisiaj przedstawić naszym Czytelnikom.

Urodził się 19 stycznia 1922 roku w Gwoźdźcu koło Kołomyi. Jego ojcem był Edward Kawalerowicz, naczelnik poczty pochodzenia ormiańskiego, a matką Zofia Klementów, która pochodziła z odległego o 70 kilometrów Stanisławowa, z rodziny spolszczonych kiedyś Francuzów. Wychowała dla społeczeństwa nauczycieli, dyrektorów szkół podstawowych, pracowników banków i urzędów. Rodzina Kawalerowiczów nie była zamożna. Ojciec z jednej państwowej pensji utrzymywał rodzinę – żonę i trzech synów. Nie było to łatwe, zwłaszcza że starszy syn Zbigniew, był głuchoniemy (zmarł młodo).

Jerzy Kawalerowicz dorastał w wielokulturowej społeczności tworzonej przez Polaków, Ukraińców, Żydów i Ormian. Tak wspominał swoje dzieciństwo:

„To było miasteczko, powiedziałbym, wręcz dziwaczne, choć na owe czasy typowe dla Galicji. Mówiąc pompatycznie, znajdowało się jakby na pograniczu Bizancjum i Rzymu. Praktycznie istniały tam trzy narodowości. Zdecydowaną większość stanowiła społeczność żydowska, drugie miejsce zajmowali Ukraińcy. Polaków było stosunkowo mało. Te trzy narodowości żyły w osobliwej symbiozie, między bożnicą, cerkwią i kościołem katolickim, które to wyznania nawzajem sobie szanowały. Święta katolickie były uznawane przez Żydów i Ukraińców, żydowskie przez Polaków i Ukraińców, ukraińskie przez Polaków i Żydów. I nikomu nie przyszło do głowy, że mogłoby być inaczej. W latach trzydziestych, gdy Europa doświadczała presji ideologii faszystowskiej – we Włoszech Mussolini, w Niemczech Hitler dochodził do władzy, gdy tendencje antysemickie były, co najmniej, wyraźnie, te galicyjskie antypody stanowiły wręcz oazę spokoju, współistnienia. Jako dziecko odbierałem to na miarę mojego pojmowania świata i uczniowskich radości, związanych np. z tym że mieliśmy bardzo długie wakacje, gdyż święta kolejnych wyznań następowały po sobie, a my nie mieliśmy z tego powodu lekcji. Wtedy nie zdawałem sobie z tego oczywiście sprawy, ale przecież właśnie w Gwoźdźcu doświadczyłem w praktyce pojęcia tolerancji”.

Jerzy Kawalerowicz, 1956 r. (Fot. wikimedia.org)

Z domu rodzinnego wyniósł nie tylko nastawienia światopoglądowe, ale również zainteresowanie sztuką:

„W naszej rodzinie panował najdosłowniej duch przekory. Prawie wszyscy uważali, że to, co robią, jest narzuconą im przez los koniecznością, natomiast najchętniej żyliby zupełnie w innym świecie. Przede wszystkim w świecie sztuki. A byli to rzeczywiście ludzie utalentowani. Siostry mojej matki koncertowały z powodzeniem na cytrach. Jej brat Karol był malarzem. Ojciec wprawdzie nie uprawiał żadnej dyscypliny artystycznej, ale uwielbiał książki. Czytał wiele i nas – synów – zachęcał do lektur. Jemu zawdzięczam poznanie literatury polskiej i nie tylko polskiej. „Faraona” przeczytałem po raz pierwszy, gdy miałem nie więcej niż dwanaście lat” – mówił Jerzy Kawalerowicz.

Z inicjatywy Edwarda Kawalerowicza powstał w Gwoźdźcu dom Sokoła, który w przeciwieństwie do paramilitarnego Strzelca był formacją ludzi zafascynowanych przyrodą, sportem, turystyką, a także tradycją kulturową. Sokół miał z pewnością cechy organizacji o charakterze patriotycznym, ale nie nacjonalistycznym. W budynku Sokoła znalazło się też miejsce na salę widowiskową. Wystawiono w niej przede wszystkim sztukę Aleksandra Fredry, a głównym reżyserem-amatorem był Stanisław Pliszewski – stryjeczny dziadek Jerzego Kawalerowicza i niezwykle barwna postać. Angażował do tego teatru całą miejscową inteligencję. W jego przedstawieniach zawsze brały udział nauczycielki, występowali: sędzia, rejent, adwokat. Wszyscy grali honorowo, a ta inicjatywa społeczna szybko przyniosła poklask i uznanie. Każda premiera stanowiła wielkie wydarzenie. Tym bardziej że najbliższy zawodowy teatr był we Lwowie.

Reżyser Jerzy Kawalerowicz i aktorka Lucyna Winnicka, 1962 r. (Fot. Cezary Langa / PAP)

W 1936 roku młody Jerzy wyjechał na studia do gimnazjum w Stanisławowie i tak relacjonuje swój kolejny etap życiowy:

„W Gwoźdźcu nie było gimnazjum, więc rodzice posłali nas do Stanisławowa pod opiekę sióstr mamy. Byłem średnim uczniem, bo do nauki się nie przykładałem. Pociągał mnie sport, dziesięciobój, siatkówka... No i kino. Ojciec kolegi z gimnazjum był właścicielem kina „Ton”, potem „Orzeł”. Obejrzałem tam nieprawdopodobnie dużo amerykańskich filmów. Kino przeżywało apogeum i w małym Stanisławowie można było zobaczyć produkcję największych wytwórni hollywoodzkich. Filmy z Gretą Garbo, Marleną Dietrich... Pierwszym obejrzanym przeze mnie w życiu filmem były „Nibelungi” Fritza Langa, film jeszcze niemy. Miałem wówczas dziesięć lat, zapamiętałem scenę, gdy Zygfryd jedzie konno przez las. Zapamiętałem ją plastycznie. Dopiero po latach odnalazłem tę scenę na ekranie. Oczywiście wtedy zrozumiałem sens „Nibelungów”, ich miejsce w niemieckiej kulturze i sztuce filmowej... Drugim filmem, którzy zobaczyłem, był „Quo vadis?”. W pierwszej również niemej wersji. Byłem na tym filmie w kinie „Mars” w Kołomyi”.

Zdał małą maturę, a dalszej edukacji przeszkodziła II wojna światowa. Podczas okupacji radzieckiej mieszkał z rodziną w Stanisławowie. Gdy miasto w 1941 roku zajęli Niemcy, parał się różnymi zajęciami. Najpierw pracował w niemieckiej lokomotywowni, później jako tragarz na dworcu w Stanisławowie oraz jako magazynier. Daje mu to możliwość uzyskania dobrych dokumentów, co chroni go przed deportacją na roboty przymusowe w Niemczech. W 1944 w trakcie ucieczki przed Niemcami poszukującymi jego brata Witolda, który poszedł w partyzany, rodzina Kawalerowicza przeniosła się do Krakowa, gdzie Jerzy zdał zaocznie maturę.

W latach 1946-1949 studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W trakcie studiów odbył w 1946 roku Kurs Przygotowania Filmowego. Kawalerowicz został jednym z pierwszych pięćdziesięciu kursantów. Później na bazie tych kursów powstał Instytut Kinematografii.

Gwiazda Jerzego Kawalerowicza w Łódzkiej Alei Gwiazd (Fot. wikimedia.org)

Zadebiutował jako reżyser w 1951 roku. W 1954 na życzenie Wandy Jakubowskiej zapisał się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, której członkiem był do roku 1990. W 1955 wskutek reorganizacji polskiego przemysłu filmowego produkcja filmów uległa decentralizacji. Utworzone zostały zespoły filmowe, wśród których znalazł się „Kadr”. Jego kierownictwo artystyczne objął Kawalerowicz. W 1957 roku nakręcił pierwszy film zaliczany do polskiej szkoły filmowej, który był pozbawiony naleciałości socrealizmu. W maju 1966 wziął udział w zjeździe założycielskim Stowarzyszenia Filmowców Polskich (SFP), gdzie został wybrany na jego pierwszego przewodniczącego (1966-1978). W 1978 roku na IV Walnym Zjeździe SFP ustąpił z tej funkcji na rzecz Andrzeja Wajdy, stając się prezesem honorowym. W latach 1983-1986 był przewodniczącym Komisji do spraw Kinematografii Narodowej Rady Kultury, a w latach 1987-1988 wiceprzewodniczącym Komitetu Kinematografii. W latach 80. wykładał w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. W latach 1985-1989 sprawował mandat posła na Sejm PRL IX kadencji. Otrzymał tytuł doktora honoris causa paryskiego Uniwersytetu Sorbona II (1998) i Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi (2000).

Jerzy Kawalerowicz wyreżyserował następujące filmy: „Gromada” (1951), „Celułoza” (1953-1954), „Pod gwiazdą frygijską” (1954), „Cień” (1956), „Prawdziwy koniec wielkiej wojny” (1957), „Pociąg” (1959), „Matka Joanna od Aniołów” (1960), „Faraon” (1966), „Gra” (1968), „Maddalena” (1971), „Śmierć prezydenta” (1977), „Spotkanie na Atlantyku” (1980), „Austeria” (1989), „Dzieci Bronsteina” (1990), „Za co?” (1995), „Quo vadis?” (2001). Jest powszechnie utożsamiany z polską szkołą filmową, choć tylko trzy jego filmy (z lat 1957, 1959 i 1960) należą do tego nurtu. Większość filmów Kawalerowicza to adaptacje dzieł literackich, w których widać indywidualność twórczą reżysera. Jerzy Kawalerowich został nazwany epickim reżyserem, rekonstruktorem nieistniejących już światów.

Grób Jerzego Kawalerowicza na Powązkach w Warszawie (Fot. Aleksander Majdański / newspix.pl)

Wybitny polski reżyser doznał wylewu krwi do mózgu, po czym zapadł w śpiączkę. Zmarł 27 grudnia 2007 roku, nie odzyskując przytomności, w wieku 85 lat. Urna z jego prochami została złożona w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Tekst: Piotr Hawryłyszyn

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up