W Iwano-Frankiwsku (d. Stanisławowie) uczczono pamięć o inteligencji polskiej, zamordowanej przez hitlerowców. Jest to tragedia nie tylko narodu polskiego, ale też każdej osoby, rodzina której ucierpiała w wyniku tej zbrodni.

Od 26 lat nieobojętni obywatele oraz goście miasta zbierają się w Czarnym Lesie. Przychodzą tu dorośli i młodzi. 26 lat temu odnaleziono w tym miejscu 17 tak zwanych dołów śmierci, w których szacuje się, że leży ponad 700 osób, zabitych przez nazistów. Wśród nich głównie inteligencja polska ówczesnego Stanisławowa. Lekarze, nauczyciele, dyrektorzy gimnazjów, prawnicy, osoby duchowe, zakonnicy, młodzież, starsze pokolenie. Na dzień dzisiejszy zidentyfikowano ponad 500 nazwisk, Polaków, ale też Ukraińców, Niemców i Żydów.

Naziści, twierdzą historycy z Polski, podobnie jak komuniści, przede wszystkim niszczyli inteligencję. Niemcy uważali się za rasę wyższą i mieli Słowian za niewolników, robotników na rzecz Rzeszy. A zarządzać szarą masą, mówi dr Adam Ostanek z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, jest o wiele łatwiej, jeżeli jest pozbawiona przewódców, którzy potencjalnie mogliby ją podnieść przeciwko reżimowi.

– Tak się złożyło, że nasza wizyta w Iwano-Frankiwsku w ramach IV Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Stanisławów i Ziemia Stanisławska w latach 1939-1945”. Wojna – Okupacja – „Wyzwolenie” odbywa się jednocześnie z obchodami 78. rocznicy mordu na inteligencji polskiej w Stanisławowie. My na konferencji będziemy poruszać te tematy. Odbywało się to oczywiście, nie tylko na ziemiach II Rzeczypospolitej, na terenie okupowanej II RP jest mnóstwo takich miejsc. Przypomnijmy sobie, że przecież już w listopadzie 1939 roku w Krakowie zaaresztowano wszystkich profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego – mówił dr Ostanek. – Wtedy jeszcze nie sięgnięto aż tak daleko, nie zamordowano ich, ale wywieziono do obozu. Wielu z nich, oczywiście w obozie zmarło, część z nich odpuszczono w skutku interwencji inteligencji ze świata, bo byli tym oburzeni. Ale to był tylko pierwszy krok. Później Niemcy przestali się już obawiać o opinię publiczną – analizuje sytuację Adam Ostanek.

Po raz pierwszy o grobach ofiar nazistowskich w okolicach współczesnego Iwano-Frankiwska zaczęto mówić w latach 80-ch. Polscy naukowcy Rubaszewscy, poszukujący dołów śmierci, rozmawiali z mieszkańcami pobliskiej wsi Rybne. Na miejsca, w których później znaleziono doły, wskazali badaczom mieszkańcy, którzy wiedzieli o tym, ponieważ hitlerowcy kazali ludziom niegdyś kopać te doły.

– 26 lat temu był tutaj gęsty las. Wszystko było zarośnięte krzakami, doły były wypełnione wodą. Ręcznie wybieraliśmy po 800 wiader wody z każdego dołu – mówił Witalij Czaszcin, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej „Przyjaźń”. – Nasza organizacja nie miała wtedy pieniędzy, sprzętu. Kupowaliśmy paliwo i jechaliśmy w wolnym czasie, żeby uporządkować ten teren. Później lokalne władze ukraińskie, w imieniu ówczesnego przewodniczącego Iwanofrankiwskiej Państwowej Administracji Obwodowej Mychajła Wyszywaniuka, pomogły nam nadać temu miejscu status cmentarza, ogrodzić go płotem. Dziś odwiedzają Czarny Las delegacje różnego szczebla, przybywa też sporo wolontariuszy, w szczególności z Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego, przyjeżdżają młodzi ludzie, co jest bardzo ważne. Dyrektor Centrum Maria Osidacz stara się, aby odwiedzili to miejsce pamięci narodowej. Była nawet grupa młodzieży z Niemiec, która wraz z Polakami i Ukraińcami sprzątała to miejsce – opowiadał pan Czaszcin.

Przez długi czas rodziny pomordowanej inteligencji polskiej nawet nie zdawali sobie sprawy, że ich krewni zostali rozstrzelani w Czarnym Lesie. Przez wiele lat mieli nadzieję na spotkanie, szukali mogił za pośrednictwem różnych organizacji, zwłaszcza „Czerwonego Krzyża”, ale na próżno.

Rodzina lekarza, profesora Adama Hickiewicza, prawie po 40 latach dowiedziała się okropną prawdę, iż krewny został zamordowany przez nazistów w Czarnym Lesie.

– Nagle został zabrany z pracy. Rano wyszedł z domu i już nigdy nie wrócił – opowiada wspomnienia swojego ojca Jerzego Hickiewicza, wnuczka Adama Hickiewicza, Alina Rąbalska. Pani Alina już od kilku lat przyjeżdża na to miejsce, by schylić głowę przed miejscem spoczynku swojego dziadka i innych pomordowanych przez hitlerowców Polaków. – Żona dziadka dowiedziała się, że zabrano go w Gestapo. Chodziła tam, próbowała z nim się spotkać, przekazywała rzeczy, jedzenie, listy. A pewnego dnia powiedziano babci, że „paczek już nie potrzeba, żeby szła do domu. Dziadka już w tym więzieniu nie ma”. Babcia nie uświadamiała, że już nie żyje, nikt nic nie mówił. Myślała, że wywieziono go do innego więzienia, lub wysłano na Syberię. Miała nadzieję, że on wróci, odezwie się, ale na próżno. Po wojnie wyjechała z dziećmi do Polski. I dopiero w latach 80-ch dowiedzieliśmy się, że Adam Hickiewicz na zawsze został w ziemi Stanisławowskiej w tym że 1941 roku, gdy go zabrano – ze wzruszeniem opowiadała Alina Rąbalska.

O historii tragedii rodzinnej mówiła jeszcze jedna wnuczka Adama Hickiewicza, Małgorzata Besz-Janicka, która żałuje, że nigdy z siostrą nie poznały uczucia radości bycia wnuczkami dziadka.

– Dziadek nigdy nie wziął nas na kolana, nie bawił się z nami, nie mógł być częścią naszego życia, ale był, jest i będzie w naszych sercach. Zachowało się kilka listów od dziadka, które był w stanie przekazać z więzienia. W ostatnim z nich napisał, że nie dostał żadnych zarzutów, więc sprawa będzie łatwa, i zostanie zwolniony. W końcu napisał, może się jeszcze zobaczymy... Niestety, nigdy do tego nie doszło. To osobista tragedia wielu rodzin, ich losy zostały złamane, ich życia zniszczone. Żony pozostały z dziećmi, bez wsparcia, opieki, bez wiedzy o miejscu przebywania ich mężów. Ojcowie nie mogli uczestniczyć w wychowaniu swoich synów i córek – mówiła Małgorzata Besz-Janicka.

W miejscach, podobnych do tego, mówią uczestnicy uroczystości, warto się na chwilę zatrzymać, zastanowić, pamiętać, czcić, ale nie tolerować nienawiści do następnych pokoleń, potomków tych, którzy popełnili przestępstwa.

Naukowcy z Polski uważają, że oprócz złożenia kwiatów, modlitwy i zapalenia zniczy, warto zastanowić się nad ekshumacją ofiar. Obecnie istnieją technologie, które na podstawie materiału DNA żyjących krewnych pozwalają na identyfikację wszystkich zmarłych. I może się okazać, że są w tym miejscu szczątki ludzi, o których nawet nie wiemy, którego miejsca śmierci lub pochówku nie znamy. Wymaga to jednak interakcji między władzami obu stron oraz wzajemnych porozumień i współpracy.

W tej chwili płyty z nazwiskami pomordowanej polskiej inteligencji w Czarnym Lesie przebywają na rekonstrukcji. Prace koordynuje Fundacja Wolność i Demokracja. Działania remontowo-konserwatorskie są dofinansowane ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Tekst: Włodzimierz Harmatiuk

Zdjęcia: Andrzej Leusz

Partnerzy

Współpraca

Partnerzy medialni


Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Up